Witam.
Trochę minęło od ostatniego posta, bo i trochę się porobiło przez ostatni tydzień. Ale po kolei.
Praca. Wielce wyczekiwana. Nareszcie! Mam ją! Po dwóch tygodniach, wysłanych przeszło 100 odpowiedziach na oferty pracy, odwiedzonych 16 agencjach pracy, udało mi się ją znaleźć. Zaczynam jutro i będzie to właściwie kontynuacja tego co robiłem w Polsce. Mam tylko nadzieję, że z realną szansą na rozwój, naukę i awans. Grunt, że jest. Przez te dwa tygodnie właściwie niczym innym nie żyłem. Wszystko się kręciło wokół tego. Dobrze, że nadszedł już koniec. Teraz trzeba zakasać rękawy i do pracy!
Pokój. Wielce wyczekiwany. Nareszcie! Mam go! Jako, że praca się znalazła to trzeba było zacząć się rozglądać się za jakimś lokum. Pracować będę w City, więc zdecydowałem by pokój do wynajęcia znaleźć w pierwszej strefie komunikacji miejskiej (w Perth kom. miejska jest podzielona na strefy i w zależności od tego przez ile stref podróżujemy, tyle płacimy za bilet i dlatego mieszkanie w pierwszej strefie jest najtańszym rozwiązaniem). Inna sprawa, że pierwsza strefa to w najdalszych jej rejonach odległość jakiś 7km od mojego biura. A że chciałbym dojeżdżać na rowerze do pracy, to dystans ten nie jest przeszkodą. Z początku z wielką niechęcią podszedłem do szukania nowej kwatery. Zmęczony szukanie pracy nie miałem natchnienia by wziąć się za to. Ale w końcu pierwszy, drugi, trzeci telefon i jakoś to ruszyło. Później pierwsza, druga, trzecia inspekcja mieszkań i już gdzieś było widać światełko w tunelu. W prawdzie mieszkania/domki które widziałem nie napawały optymizmem, ale powiedziałem sobie, że nie wezmę niczego na siłę. Szczególnie po tym co widziałem wczoraj.
Pojechałem zobaczyć kolejny pokój do wynajęcia. 120$/pw (per week/za tydzień), 1 strefa. Brzmi obiecująco. Zajeżdżam, dzwonię jeszcze raz i pewien Chińczyk zaprasza mnie by obejrzeć mieszkanie. Wchodzę i bobrza nora jak się patrzy. W kuchni mega syf, "pokój gościnny" przerobiony na sypialnię (znaczy się materac na podłodze na którym śpi "właściciel" ;D), a do pokoju do wynajęcia, "gospodarz" pokazuje mi mimo, że jego aktualnie lokatorzy, smacznie sobie śpią. Komiczna sytuacja! Nędza. Podejrzewam, że ilość karaluchów na metr kwadratowy większa niż u Allan:] Zdecydowanie je sobie odpuszczam.
Na 15:00 miałem umówioną drugą inspekcję. Już w ogłoszeniu i na zdjęciach domek i pokój wyglądały obiecująco. Bardzo. Dlatego też pełen nadziei jechałem je zobaczyć. Zajeżdżam, oglądam, patrzę, rozmawiam z właścicielem i już po chwili mój adres ulega zmianie! O to mój nowy adres:)
Wyświetl większą mapę
W rzeczywistości pokój okazał się być większy niż na zdjęciach. Dużą jego część zajmuje chyba jedno z największych i najwygodniejszych łóżek na jakich przyszło mi spać. Wygląda to tak:)
Do tego biurko, całkiem spora szafa, biurko, szafka nocna i lustro. Nic dodać, nic ująć. A wszystko w moim zdaniem atrakcyjnej cenie - 150$/pw, gdzie obejmuje to już koszty za prąd, wodę, gaz, internet. Mało tego! Cena obejmuje również śniadania (samoobsługa) oraz obiady! :D Z moją pośrednią dysfunkcją kuchenną, lepiej trafić nie mogłem:D Ma to też chyba związek z tym, że właściciel domu przez długie lata był szefem kuchni więc gotowanie to dla niego raczej przyjemność niż obowiązek:)
Mieszkam z angielskim małżeństwem, ich córką i psem. Muszę powiedzieć, że bardzo przyjemni, otwarci i wyluzowanie. Zero stresu! Nie jest to akcja w stylu dzielenia mieszkania z starszą Panią, której wszystko przeszkadza. Jak na razie nic z tych rzeczy! Oczywiście w pakiecie z wynajmem pokoju otrzymam część prac domowych, mycie garów, sprzątanie, wyprowadzanie zwierzaka i takie tam... No worries:) Jak jeszcze przy okazji będę miał szansę liznąć odrobiny sztuki kulinarnej to zamierzam ją wykorzystać. Przecież nie można do końca życia jeść jajecznicę, owsiankę i cycki gnojochoda;)
Domek jest nawet duży. Kuchnia połączona z jadalnią, 3 sypialnie, pokój dzienny, ogród, grill, taras, garaż. Przyjemnie. Dzielnica baaardzo spokojna. W bliskiej odległości są dwa parki (jeden z jeziorkiem), duże centrum handlowo-rekreacyjne (kino, basen, siłownia, hale, itp.), przystanek autobusowy (jakieś 150m, i jadę pod same biuro), a także przystanek kolejowy. Jest naprawdę dobrze. Ale nie chcę chwalić dnia przed zachodem słońca. Zobaczymy jak to będzie po tygodniu. Jak to wszystko wyjdzie w praniu. Wtedy będzie można coś więcej powiedzieć.
Na razie cieszę się z tego co mam. Jutro do pracy więc kolejne emocje przede mną. Dzisiaj pierwsza noc w nowym miejscu. Krótko mówiąc zmiany! Dzisiaj mija też 3 tygodnie jak jestem w Australii. I chyba w ciągu tego czasu udało mi się wyjść na prostą. Teraz tak naprawdę czas, który tutaj spędzę powie mi czy Australia to jest to czego szukałem. Czy zostanę na dłużej, czy spakuję się i wypalę wroty do ojczyzny. Sprawa jest otwarta.
Pozdrawiam!
WojtaZ, więc aby się wszystko udało ! POWODZENIA pierwszego dnia w pracy, no i przyjemnego mieszkania, widać , że fajna okolica (po google mapach) ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Kuba
:) Dzięki Jacob! Na razie wszystko gra. Dzisiaj pierwszy raz nie czuję żadnego stresu. Pełen luz. A nic nie wypiłem;)
OdpowiedzUsuńPzdr.!